WYWIADY
Wywiad z Panem Alojzym Stablą...
…najstarszym ministrantem w Archidiecezji (ur. 3 maja 1950 r. w Rybniku)
Kiedy został Pan ministrantem?
Wychowałem się u sióstr Boromeuszek w Mysłowicach. To spowodowało, że chciałem poświęcić się służbie Bożej jako ministrant. Chciałem być bliżej ołtarza. Miałem wtedy 10 lat.
Co najbardziej zapamiętał Pan z tamtego okresu?
Do służby przygotowywała nas Siostra Przełożona. Ona uczyła nas wszystkiego, a zwłaszcza łaciny. Pamiętam jak przed Ewangelią przenosiłem Mszał z prawej strony ołtarza na lewą, gdyż liturgia była przedsoborowa. Kapłan odprawiał Mszę św. po łacinie zwrócony tyłem do ludu. Do dzisiaj umiem w tym języku liczne modlitwy i odpowiedzi. Tak wyglądała służba w kaplicy sióstr, a następnie w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Mysłowicach.
Obecnie służy Pan w parafii Wszystkich Świętych w Pszczynie. W jakich okolicznościach to nastąpiło?
Do grona ministrantów trafiłem tu dzięki księdzu Markowi Blindzie. Wiele mu zawdzięczam i wyrażam podziękowanie. To on odnowił we mnie zamiłowanie do tej posługi. Wtedy też zostałem lektorem i kantorem. Ks. Blinda organizował dla nas w czasie ferii zimowych słynne kuligi pod Szczyrkiem. Poświęcał nam wiele czasu i był wzorem prawdziwego kapłana.
O jakim wydarzeniu w parafii Wszystkich Świętych chciałby Pan wspomnieć?
Był to „wielki” pogrzeb księdza prałata Józefa Kuczery długoletniego proboszcza w Pszczynie. Udział wzięło bardzo dużo kapłanów i niezliczone rzesze parafian. Wcześniej wielokrotnie otrzymywałem w zakrystii, od księdza prałata, pochwały za służbę. Było to dla mnie ogromne wyróżnienie.
43 lata służby ministranckiej – to niesamowite. Czy ma Pan jakieś wskazówki dla młodych adeptów?
Chciałbym, aby więcej angażowali się w służbę Panu, a zwłaszcza jako lektorzy i kantorzy. Ponieważ jest ich coraz mniej. Zauważam, że bardziej chętni są ci młodzi, ze szkoły podstawowej, mniej widzę tych starszych. Dopóki Pan Bóg pozwoli pragnę dalej służyć. Nie chcę tego opuścić, bo darzę to wielkim zamiłowaniem.
rozmawiał dk. Łukasz Iwanowski
Wywiad z panem Tomaszem Zubilewiczem
Ministrantem jest się całe życie!
Były ministrant, nauczyciel geografii oraz katecheta, obecnie telewizyjny prezenter pogody w TVN oraz piłkarz-amator.
W jakim kościele, mieście i przez ile lat był pan ministrantem?
Służbę ministrancką rozpocząłem w Warszawie w Kościele NMP Królowej Świata przy ul. Opaczewskiej. O ile dobrze pamiętam było to w 1973 roku, i z tamtym miejscem byłem związany jeszcze przez długie, długie lata. Służyłem do Mszy jeszcze w latach 90-tych. Ale, że ministrantem jest się przez całe życie, dlatego teraz też, od czasu do czasu można mnie zobaczyć przy ołtarzu, głównie jako lektora w różnych kościołach.
Co pana skłoniło do wstąpienia w szeregi ministrantów?
Prawda jest taka: bardzo sympatyczny ksiądz, który organizował nam życie oraz oczywiście fajne dziewczyny – Bielanki:) Dopiero później zanurzyłem się prawdziwie w duchowym życiu i dostrzegłem rolę tej służby.
Co najmilej pan wspomina z czasów służby przy ołtarzu?
Fakt uczestniczenia w najważniejszych Świętach tuż przy Ołtarzu. W 1979 roku kiedy dane mi było wziąć udział w Rekolekcjach Ewangelizacyjnych odkryłem sens służby, byłem bliżej Boga. To był przełom w moim życiu. Nie wiem czy przyszedłbym na tamte rekolekcje gdybym nie był ministrantem.
Jaką funkcję liturgiczną najbardziej pan lubił pełnić?
Najbardziej odpowiada mi funkcja lektora.
Co z czasów ministranctwa, z tego, czego się pan nauczył w tamtym okresie w grupie ministranckiej, pozostawiło największy ślad w pana dalszym życiu?
Konieczność koncentracji i otwarcia na Słowo Boże przed każdą Mszą i nabożeństwem. Kiedy człowiek mocno wsłucha się w Liturgię wychodzi z Kościoła umocniony. W Sakramencie Eucharystii można spotkać się z Najwyższym.
Jakich rad udzieliłby pan ministrantom?
Oprócz służby ministranckiej polecam udział w ruchach odnowy Kościoła. Wtedy wiara i służba łączą się, a Kościół i jego nauka stają się bliższe. Musicie pamiętać, że ludzie was pilnie obserwują, służba przy ołtarzu zobowiązuje do odpowiednich postaw. Koniecznie czytajcie Pismo Święte. Życzę Wam „pogodnych” chwil na każdy dzień.
Dziękujemy za udzielony nam wywiad!
wywiad: Piotr Lewandowski & Michał Makowskifoto: Rafał Woźnica
wywiad zatwierdzony
Wywiad z ks. dr Jerzym Palińskim
Ministrantki przy ołtarzu? „Jestem za, a nawet przeciw…”
Wywiad z ks. dr Jerzym Palińskim, Rektorem WŚSD w Katowicach, liturgistą, prelegentem konferencji na pielgrzymkach ministranckich 2005
Księże doktorze: proszę powiedzieć, czy był ksiądz ministrantem, a jeśli tak, to gdzie i ile lat ksiądz służył?
W związku z tym, że byłem we wczesnej Komunii świętej, byłem ministrantem już od siódmego roku życia. Do kiedy? Możnaby powiedzieć, że aż do świeceń diakonatu. Zaś ministrantem zostałem i cały czas byłem w Łagiewnikach. Nie tych znanych z Bazyliki, ale w Łagiewnikach koło Bytomia. Wiele miast ma swoje Łagiewniki; nazwa ta jest to związana z historią danej wsi, pochodzi od wytwarzanych tam łagwi – takich dużych dzbanów.
Mówi się, że jest się nim przez całe życie…?
Tak, termin ministrant pochodzi od łacińskiego słowa minister – sługa, pomocnik, służyć Bogu i ludziom, trzeba przez całe życie.
Czy był ksiądz animatorem?
Za moich czasów, choć były zbiórki, nie było takiej funkcji, jak animator. Był za to ktoś taki, kogo można nazwać Ober-ministrantem; najstarszy z grupy, który niejako pilnował wszystkich; był prawą ręką księdza opiekuna.
Co lub kogo najlepiej wspomina ksiądz z okresu bycia ministrantem? Jakieś miłe wspomnienia, doświadczenia itp.
Z tego co pamiętam, podobała mi się sama grupa ministrancka jako taka. Było naprawdę wspaniale; łączyły nas więzi koleżeńskie, nawet przyjacielskie. Jeździliśmy na różne wycieczki, które nas ze sobą łączyły. I choć podróżowalismy nie w tak „luksusowych” warunkach jak dziś; tramwajem, PKS-m, to jednak były fajne przygody.
A jeśli chodzi o jakąś jedną śmieszną sytuację, która zapadła w pamięć?
(chwila zastanowienia) To raczej sytuacja śmieszno-tragiczna. Kiedyś podczas przenoszenia mszału z jednej strony prezbiterium na drugą; było to związane z przedsoborowym porządkiem Mszy św. – teraz już tego zwyczaju nie ma, zdarzyło się coś strasznego. Tuż przed Ewangelią, gdy trzeba było ów ciężki mszał przenieść na lewą stronę ołtarza, jeden z moich kolegów runął z hukiem ze stopni, wraz z księgą, a wyrzuciwszy na zewnątrz wszystkie wstążeczki do zaznaczania tekstów, na jakieś pięć minut zakłócił przebieg Mszy. Księża jednak pospieszyli na ratunek i zaczęli ustawiać zakładki we właściwych miejscach.
Co jeszcze…
Innym razem po zakończonej procesji rezurekcyjnej w Wielką Sobotę, jedna z części niesionego paschału spadła pewnemu ministrantowi wprost na głowę. Co ciekawe ów chłopiec przekonywał w koło wszystkich, że na pewno komuś się to przydarzy, ciekawe tylko, kto to będzie. Okazało się, że to… byłem ja! Cały płynny wosk znalazł się na mojej głowie i okularach. Szczęście w tym, że stało się to, po zakończonej liturgii, bo inaczej cała powaga procesji „leżałaby” już do końca.
Skąd wynika księdza naukowe zamiłowanie do liturgii?
Liturgię lubiłem od zawsze. Wybrałem ją jako przedmiot pisania swojej pracy magisterskiej – jako temat wybrałem pracę o liturgii i rodzinie, zaś moim promotorem był znany Wam biskup ordynariusz Legnicki – wtedy jeszcze ksiądz Stefan Cichy. Później studiowałem liturgikę w Wiedniu. Można powiedzieć, że nadal z zamiłowaniem param się tą dziedziną.
Wielu ministrantów waha się co do wybrania drogi kapłaństwa. W jaki sposób możnaby ich utwierdzić w obraniu drogi tego powołania?
Motywacją może być ukazywanie piękna służby kapłańskiej. Czasem słowa jako takie są niepotrzebne. Wystarczy nierzadko sam przykład, czynne świadectwo; na przykład nabożne odprawianie Mszy, pokazywanie satysfakcji z powołania, by rozbudzić w kimś pragnienie kapłaństwa.
Czy Kościół powinien być otwarty na zmiany w liturgii?
Oczywiście, że tak. Kościół powinien i jest nadal otwarty na innowacje. Niektórzy zarzucają pewną stagnację liturgii, to, że jest nudna. Jednak liturgia ma wiele wspólnego z tradycją Kościoła i nie możemy tego poprawiać. Jeśli na przykład Chrystus wziął w ręce swoje chleb i wino i ofiarował je, my nie możemy tego zmieniać. Identycznie z pewnymi sformułowaniami, np. „to jest ciało moje” – są to słowa Chrystusa, których nie można zastąpić czymś innym. Są pewne stałe elementy. Z kolei zmieniać się mogą języki narodowe liturgii, „moda liturgiczna”, a więc rodzaje szat kapłana, kwestia wprowadzania nowych śpiewów. Boję się natomiast sytuacji, gdzie Eucharystia stałaby się zbyt „awangardowa”, odciągała swą oprawą uwagę od tego, co najistotniejsze. Z kolei ciekawostką jest to, że w Zairze w oficjalnym mszale zawarte są, związane z kulturą ludową, tańce liturgiczne; na wejście i na procesję z darami. Jeden z moich kolegów rocznikowych, przebywających na misjach, opowiadał mi, że on także – choć początkowo niechętnie – włączał się w ten rodzaj modlitwy; w taniec. Trzeba znaleźć „złoty środek” pomiędzy nowoczesnością, funkcjonalnością liturgii, a niepodlegającą zmianom tradycją Kościoła.
Zatem jaką dobra radę odnośnie liturgii mógłby ksiądz przekazać ministrantom?
Może nie tyle ministrantom, co animatorom i księżom. Bądźmy tradycjonalistami na Mszy św.; nie przedobrzajmy, chcąc ją na siłę ubogacić, a z kolei „wyżywajmy” się na nabożeństwach. Wystarczy popatrzeć na nowe formy „liturgii”, modlitw i adoracji, jakie zaproponował w Lednicy o. Jan Góra. Są to niejako nowe sposoby prowadzenia liturgii.
Jakie ma ksiądz zdanie na temat przyjmowania Komunii na rękę?
Szczerze mówiąc, nie ma to dla mnie większego znaczenia, kto w jaki sposób przyjmuje Pana Jezusa. Każdy powinien zadecydować indywidualnie, czy chce dostawać hostię bezpośrednio do ust, czy na ręce. Mnie osobiście nie przeszkadza ani jedna, ani druga forma. Przez parę lat będąc w Wiedniu widziałem ludzi, którzy równie pobożnie i ze czcią przyjmowali komunię na rękę…
To zależy chyba od szacunku i naszego podejścia do sakramentu…
Dokładnie! Istota problemu nie tkwi w tym jak przyjmuję Komunię, a raczej w tym, czy robię to z szacunkiem i wiarą. Szacunek zaś jest różnie pojmowany przez każdego z nas. Ja mówię, że jeśli chodzi o szacunek, to przecież pierwsza Komunia, jakiej Pan Jezus udzielił podczas ostatniej wieczerzy, odbyła się na leżąco, a szacunek był (wynikało to ze sposobu ówczesnego spożywania posiłków). Kiedyś chrześcijanie, w obawie przed prześladowaniami, zabierali święte hostie nawet do swoich domów, co też wiązało się z ryzykiem profanacji…
Czy to prawda, że Polacy są swego rodzaju konserwatystami, jeśli chodzi o zmiany w liturgii?
Słowo „konserwatyści” nie jest tu najlepsze. Po prostu nasz naród ma inne podejście do kwestii przestrzegania tradycji i pojmowania szacunku. W Wiedniu zachęcałem wielu Polaków, by przyjmowali Komunię św. na rękę. Niewielu zdecydowało się na tą zmianę. Była to dla nich pewna bariera.
A co powie ksiądz w kwestii ministrantek przy ołtarzu…
(śmiech wszystkich) To nie ja zadałem to pytanie!!! (śmiech). Od roku 1992, za zezwoleniem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w Kościele mogą służyć ministrantki. Jednak swobodę w decydowaniu o dopuszczeniu kobiet do służby, pozostawiono pasterzom Kościoła lokalnego – biskupom Ordynariuszom. Nasz ks. abp zabronił służenia dziewczynom, jako główny powód podając sprawę powołań kapłańskich; to, że ich główną kolebką są męskie wspólnoty ministranckie. Osobiście sam nie wiem, czy w tej sprawie jestem za, a nawet przeciw… Znam przypadek (z Wiednia), że w wyniku dopuszczenia ministrantek do służby, wszyscy chłopcy zbuntowawszy się, wystąpili ze wspólnoty, nie chcąc służyć wraz z dziewczynami. Z kolei w jednej z parafii w sąsiedniej diecezji (w Polsce) jest wspólnota, gdzie kapitalnie funkcjonuje grupa złożona z ministrantów „obu płci”. Wytworzyła się swego rodzaju zdrowa rywalizacja na drodze służby. W takim przypadku ministrantkom jestem za, a nawet przeciw (śmiech).
Jak ksiądz radzi sobie z rutyną przy ołtarzu?
Przykro mi o tym mówić, ale po tylu latach kapłaństwa po prostu nie udało mi się uniknąć pewnego rodzaju rutyny. Po tak długim czasie niektóre czynności, nawet liturgiczne, wykonuję jakby automatycznie. Wykładam w Seminarium, uczę diakonów, jak odprawiać Mszę. To taka „Msza na sucho”. Z rozrzewnieniem patrzę, jak ze wzruszenia trzęsą im się dłonie, oblewają się rumieńcem, lub gdy pod wpływem emocji załamuje im się głos. Wówczas zazdroszczę im takiego świeżego podejścia do sprawowania Mszy…
Nierzadko ministranci nudzą się w czasie Mszy św. Wobec tego co zrobić, by Eucharystia ich nie nudziła?
To apel do wszystkich animatorów i księży opiekunów, by poza, oczywiście ważnymi, kwestiami technicznymi, ukazywali im głębię duchową liturgii. Istotne jest także tłumaczenie symboliki Eucharystii, rozważanie modlitw, dyskutowanie, mające na celu coraz większe rozumienie liturgii. Podstawowy problem tkwi w rozróżnieniu nauczania służenia i uczestniczenia we Mszy św. Służyć, a uczestniczyć – to dwie różne sprawy, które trzeba we właściwych proporcjach połączyć.
W nawiązaniu do niedawnych pielgrzymek ministranckich: do kogo trudniej jest kierować słowo, mam na myśli homilię, lub konferencję; do dzieci czy do osób dorosłych?
Jedna i druga grupa jest otwarta. Nieprawdą jest, że chłopcy nie potrafią słuchać – to samo z młodzieżą; nieraz słuchają i odbierają słowo wspaniale. Problem tkwi w przekazie. Czasem ktoś nie potrafiąc dostosować języka lub treści do audytorium po prostu zanudza słuchaczy. Niektórzy księża mają nadany talent, do przekazywania trudnych rzeczy w sposób niesamowicie prosty i przystępny.
Jak wspomina ksiądz pielgrzymki ministranckie?
Kiedyś jeździłem na nie jako ministrant, czasem nawet wyruszaliśmy na piechotę. Muszę jednak przyznać, że od dawna nie byłem na żadnej pielgrzymce ministrantów. W tym roku byłem szczerze zachwycony postawą chłopaków. Pokazali, że potrafią słuchać tego, co się im przekazuje, potrafią służyć; nigdzie nie było najmniejszych problemów z dyscypliną.
Kończy się Rok Eucharystii. Jakie owoce tego czasu winniśmy zauważyć w swym życiu?
Powtórzę to, co powiedział Jan Paweł II, argumentując ustanowienie Roku Eucharystii; że jeżeli zrozumielibyśmy choć tylko tyle, że Eucharystia jest naprawdę wielkim darem, to już przyniosłoby to owoce. Zamierzeniem Ojca Świętego było to, abyśmy „zachwycili się Eucharystią”. Jeśli rozmawia się o tym, dyskutuje, głosi kazania, podejmuje się ten temat na rekolekcjach. Nie da się zmierzyć efektów duchowych tego roku – to może ocenić tylko Pan Bóg.
Prosimy o skierowanie jakiegoś słowa do ministrantów, na rozpoczynający się nowy rok katechetyczny, szkolny.
Słuchajcie chłopaki! Musicie zrozumieć, ze służba ministrancka to naprawdę coś cudownego. Trzymajcie się grupy, poznawajcie Mszę świętą. To doda Wam sił; wówczas żaden ministrant nie będzie marudził i narzekał, że coś jest niemożliwe, że czegoś się nie da. Życzę Wam tego, byście z każdej Mszy wychodzili pełni tej siły, tego młodzieńczego entuzjazmu, z którym w życiu nie ma nic niemożliwego!
Serdecznie dziękujemy za udzielony wywiad oraz poświęcony czas!
Rozmawiali: Piotr Lewandowski i Marek Grzymowski
Wywiad z Ks. bp Stefanem Cichym
Biskup liturgista: poniekąd… terrorysta.
Wywiad z J.E. ks. biskupem Stefanem Cichym – byłym biskupem pomocniczym archidiecezji katowickiej, a od marca tego roku powołanym przez Jana Pawła II Ordynariuszem diecezji legnickiej, uznanym autorytetem w dziedzinie liturgiki; przewodniczącym Komisji Episkopatu ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
Szczęść Boże! Co najmilej wspomina ksiądz biskup ze swojego okresu bycia ministrantem?
Spośród wielu spraw, które dobrze wspominam z tamtych czasów są na pewno rekolekcje ministranckie w Kokoszycach, gdzie byłem w spowiedzi u śp. ks. biskupa Adamskiego, a także Pielgrzymki do Piekar. Wyjeżdżaliśmy na nie zawsze w strojach ministranckich. Trzeba dodać, że w mojej parafii w ówczesnych czasach nie było formacji starszych ministrantów; ja służyłem tylko w podstawówce.
Jaką najdziwniejszą lub najśmieszniejszą sytuację pamięta ksiądz biskup z okresu ministrantury?
Starsi ode mnie koledzy często popisywali się przed młodszymi przy przenoszeniu Mszału, który był umieszczony na drewnianym pulpicie. Aby nie spadł należało go chwycić od tyłu, starsi ministranci udowadniali nam swoją „wyższość” niosąc go w sposób bardziej ryzykowny – trzymając go od dołu. Ja także chciałem się pochwalić tą „umiejętnością”, lecz Mszał mi spadł na posadzkę i to podczas niedzielnej Mszy świętej.
Czy wielkie zafascynowanie liturgią miało miejsce, kiedy ks. biskup był już ministrantem czy dopiero po święceniach kapłańskich?
Tak, już jako ministrant zafascynowałem się liturgiką: mój ksiądz proboszcz podarował mi książeczkę o Eucharystii pt. „Największy skarb”, która mnie zainteresowała. Często korzystałem także z łacińsko-polskiego mszalika autorstwa ks. Rudolfa Tomanka oraz z łacińsko-niemieckiego mszalika Schotta.
Czy nie ma ksiądz biskup problemów z pewnym „puryzmem liturgicznym”?
Osobiście nie, lecz czasem spotykałem się z taka postawą. Najważniejsze winne być nie same gesty, ale to, co się za nimi kryje – nasza wiara. Sfera techniki liturgicznej jest niejako odzwierciedleniem tego, co przeżywamy wewnątrz podczas liturgii. Osobiście w tych kwestiach jestem stanowczy (ks. biskup przypomniał znane już odwiedzającym naszą stronę powiedzenie:) „Różnica miedzy liturgistą, a terrorystą jest jedna: z terrorystą można negocjować…”.
Jaką postawę winni przyjmować wyznaczeni w parafiach animatorzy liturgiczni: bronić za wszelka cenę przepisów czy raczej interpretować je i adaptować do „tradycji parafialnej”?
Należy przestrzegać podanych i zatwierdzonych zasad, aby nie dochodziło do swego rodzaju samowoli. Przepisy są różnie interpretowane; w różnych parafiach odmiennie wykonuje się poszczególne funkcje, często niezgodnie z normami. Tak na przykład w nowych przepisach jasno i wyraźnie napisane jest, że wierni klęczą już na epiklezę (modlitwa do Ducha Świętego przed konsekracją o uświęcenie darów ofiarnych – przyp. aut.), zaś wstają na aklamację po przeistoczeniu: po znaku dzwonka, który dawać powinien ministrant. Nie należy kontynuować złych zwyczajów w parafii. Trzeba jednak dodać, że czasem istnieją różne możliwości w sprawowaniu liturgii – są pewne sytuacje „albo-albo”. Można np. przy ukazaniu hostii (na słowa „Oto baranek Boży, który gładzi grzechy świata…” – przyp. aut.) trzymać ją uniesioną nad kielichem lub nad pateną. Obie możliwości są prawidłowe. Animatorzy liturgiczni powinni także nauczać i uświadamiać swych ministrantów o pięknie liturgii.
Czy należałoby zatem ujednolicić przepisy liturgiczne?
Dąży się do tego, lecz tak jak wspomniałem, pozostawiono pewien wybór co do interpretacji pewnych kwestii liturgicznych. Należy on do sprawującego liturgię kapłana, bezpośrednio zaś za jej „czystość” i prawidłowość w parafii odpowiada ks. proboszcz, a odgórnie w diecezji – ks. biskup. Na przykład w różny sposób można dokonywać przekazania znaku pokoju: przez podanie ręki, ukłon czy inne gesty – odmienne mogą być też wypowiadane wówczas słowa. W różnych parafiach wygląda to niestety inaczej.
Czy uważa ks. biskup, że w sprawowaniu Eucharystii dzisiejszych czasów nie ma już uchybień, że osiągnęło ono pewne optimum?
Oczywiście praktyka wygląda często zupełnie inaczej niż teoria. Pewne sprawy są dobrze dopracowane. Z kolei samo sprawowanie Eucharystii trochę się zmienia, jednak jej istota pozostaje niezmienna, stała. Można powiedzieć, że dokonuje się w miarę potrzeb nieznacznych doszlifowań tego diamentu, jakim jest Eucharystia . Dodaje się nowe śpiewy do wyboru czy też w miarę ustanawiania nowych świętych – nowe modlitwy. Rzecz jasna Msza święta przez wieki ewoluowała; kiedyś np. przez długie wieki zabrakło w niej modlitwy powszechnej. Tak, potrzebne zmiany się dokonują: są to jednak na ogół drobiazgi.
Czy w kształcie Mszy świętej przewiduje się jakieś zasadnicze zmiany?
Prawdopodobnie istotnych zmian nie będzie w najbliższym czasie, lecz drobne korekty nie są wykluczone, zwłaszcza, jeżeli takie decyzje podejmuje synod biskupów, który odbywać się będzie w październiku br. a poświęcony będzie Eucharystii.
W nawiązaniu do liturgicznych zadań ks. biskupa: w jaki sposób możnaby „przyciągnąć” młodzież na Eucharystię; pokazać jej piękno tego daru? (oczywiście w zgodności z przepisami).
Cóż, myślę, że kluczowe jest uświadamianie młodzieży o wielkim darze i znaczeniu tego sakramentu, zwłaszcza na katechezie w szkole. Od tego trzeba zacząć. Eucharystia nie ejst jednym z darów Zbawiciela, ale darem największym.
Czy gdyby ks. biskup zauważył błędy w sprawowaniu liturgii u wyższego od siebie stopniem w hierarchii Kościoła kapłana, czy zwróciłby mu ks. biskup uwagę?
Tak oczywiście! Nierzadko zwracałem pewne uwagi księżom biskupom i prezbiterom…
Zdarza się często, że ludzie zwracają się do ks. biskupa w sprawach i problemach dotyczących liturgii?
Tak dosyć często księża pytają się mnie o przepisy i prawidłowości w ich posłudze. Czasem dziennie dostaję około 10 maili na ten temat. Poza tym współtworzę biuletyn Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów „Anamnesis” (mówi ks. biskup, prezentując mi czerwona okładkę 34 numeru tego periodyku), gdzie znajdują się pewne objaśnienia i komentarze dotyczące przepisów liturgicznych.
Czego będzie księdzu biskupowi najbardziej brakowało po opuszczeniu diecezji katowickiej?
Przede wszystkim będę trochę tęsknił za tym miejscem. Spędziłem tu 42 lat kapłaństwa i 6,5 roku jako biskup pomocniczy, więc trochę związałem się z tym miejscem i otoczeniem. Na pewno będzie mi brakowało ludzi, z którymi się na co dzień spotykałem, wiadomo, ze człowiek zżywa się ze swoimi współpracownikami i otoczeniem. Będę na pewno tęsknił za sanktuariami w Piekarach, Turzy i Pszowie.
Na koniec, czy mógłby ksiądz biskup dać ministrantom jakąś dobrą radę?
Chyba taką, żeby poznawali piękno i głębię liturgii, zwłaszcza Eucharystii, bo jest ona wielkim darem, a także to, aby wykonywali swoja posługę przy ołtarzu w jak najlepszy sposób.
Dziękujemy za udzielony wywiad.
Rozmawiali: Piotr Lewandowski i Marek Grzymowski